Z rzeczy, które bardzo lubiłem to śpiew. Chciałem nawet się zapisać do szkoły śpiewaczej, ale to nie było na moją kieszeń. Do tej pory pamiętam jeszcze Halkę. Zacytuję (śpiewa) Nieszczęsna halka, gwałtem tu idzie. O Boże miłosierny Ty chroń o Panie chroń. Gdyby ją tam powstrzymali ja nie mogę.
 

 

  • ipn logo
  • mcdn logo
  • pwsz
  • um malopolska

Czempas Grzegorz

 

Biografia

Czempas Grzegorz

Urodził się 8 marca 1926 roku w Katowicach jako syn Augustyna i Marty z d. Rybackiej. Ojciec pracował jako urzędnik pocztowy, matka domem. Miał dwójkę rodzeństwa – starszą siostrę Urszulę oraz młodszego brata Henryka. Uczęszczał do szkoły im. Józefa Piłsudskiego w Katowicach, a następnie zdał egzamin do gimnazjum im. Adama Mickiewicza, w którym z uwagi na wybuch wojny nie zdążył podjąć nauki. Należał do harcerstwa. W czasie wojny pracował w fabryce chłodnic i szyldów emaliowanych w Katowicach. W 1941 roku rozpoczął działalność konspiracyjną w ramach Tajnej Organizacji Narodowej. Na wiosnę 1942 roku został aresztowany przez gestapo i trafił do KL Auschwitz, jako więzień polityczny. Oznaczony został numerem 104351. najpierw został przydzielony do komanda budowlanego, a po dwóch miesiącach do prac gospodarczych. Został zwolniony z obozu we wrześniu 1944 roku i wcielony do armii niemieckiej skąd uciekł.
Po zakończeniu wojny pracował w telekomunikacji w Katowicach. Jako osoba, która była zaangażowana w działalność konspiracyjną w czasie wojny, był podejrzewany o działalność antysowiecką – UB próbowało go zwerbować do współpracy.
Jako były więzień obozu koncentracyjnego przez wiele lat działał w Towarzystwie Opieki nad Oświęcimiem.

Relacja

W ogóle jestem członkiem zarządu głównego, w komisji rewizyjnej i w zarządzie wojewódzkim w Katowicach. Tutaj w Tychach niby jestem przewodniczącym. Człowiek się udziela społecznie dopóki może. Po szkołach się chodziło.

- A dużo udzielił pan takich relacji w szkole?
- Ja nie, ale ten (? Niewyraźnie mówi nazwisko). On jest też wiceprzewodniczącym koła kombatantów w Tychach.
Tu mam część listów obozowych, które pisałem do domu, znaczek Hitlera.
Czyta:
Od 27 lutego 1943 roku do 14 września 1944 roku był w obozie koncentracyjnym. Zwolnienie nastąpiło 14 września 1944 roku. Natychmiast mam się zgłosić na gestapo w Katowicach.
Później się musiałem dziennie meldować na policji w Tychach. Byłem tam dwa razy i powiedzieli, że już więcej nie musze przychodzić.
Coś pani powiem, ale proszę tego nie nagrywać. Zwolnili mnie z obozu. Latem czerwiec lipiec wzywa mnie komendant obozu i pyta się mnie: co, byś ty zrobił, gdybyśmy cię zwolnili? Ja bym poszedł do wojska. A dlaczego? Wszyscy moi koledzy są w wojsku z mojego rocznika to bym też poszedł. To było natchnienie ducha Świętego.
Po kilku miesiącach, dwóch czy trzech wzywają mnie na oddział polityczny. Jak ktoś w obozie usłyszał oddział polityczny to już miał dosyć. Już nie wołał mnie po numerze tylko po nazwisku. Myśmy chcieli cię zwolnić, ale ty masz te protokoły za mocno obciążające. Miałem dwa protokoły. Jeden z organizacji, a drugi miałem ze słuchania radia. Ja nie słuchałem, ale człowiek tam był tak bity, że się przyznałem. Pyta: ile powiedz mi prawdę, ja cię bić nie będę podkreślił to ile razy słuchałeś tego radia? Ani razu. Wyciągnął protokół. Podpisał. Bili mnie. Lato jest koledzy się kąpią w rzekach, jeziorach, a ty siedzisz tu. Napisał protokół. Stary na czarno skreślił, a do tego podłączył nowy. Dziękuje, dziękuję.
Po jakimś czasie w kancelarii obozowej na 24 bloku na dole pracował mój kolega Michnol. Szedłem z komanda do obozu. Przeszedłem przez bramę, a on mi mówi idziesz na wolność. Ja w to nie wierzę. Po apelu rzeczywiście pisarz blokowy mnie woła. Jutro do pracy nie pójdziesz. Pójdziesz do lekarza. I to było 13 września 1944 roku. Pająk był pisarzem u nas. U lekarza miałem dwóch kumpli. Jeden z Tychów drugi z Radlina.
Gestapowiec z Pszczyny mnie aresztował. Z domu mnie wywiózł na gestapo. Swoboda Augustyn. On mnie przesłuchiwał. Telefon. Wyszedł. Na biurku leżały akta kolegi, który mnie zwerbował do tej organizacji Władysław Łabanowicz i moje pseudo Bartek. Tego Łabanowicz aresztowali chyba we wrześniu 1942 roku. Na dworzec w Katowicach poszedł list czy kartkę wrzucić i już więcej nie wrócił. Tam go złapali. Chyba go w Mysłowicach wykończyli, a może w Oświęcimiu go wykończyli. Nie wiem.

Najgorsze było to przesłuchanie odnośnie słuchania radia, a my w tej naszej organizacji mieliśmy gazetkę Front Polski. Wszystkie najnowsze wiadomości. Władek Owarowicz, który mnie tam zwerbował on mi to przywoził w skarpetce. Przyjeżdżał z Katowic do Tychów. Byłem piątkowym, bo było nas pięciu. Ja tylko tego Łabanowicza znałem, a z tych moich czterech nie znali go. To była ta konspiracja. Na przesłuchaniu okładali mnie tym bykowcem. Jeden gestapowiec swoimi nogami ściągnął moją głowę, a ci mnie tam okładali. Mało tego. Wzięli jednego z korytarza, który czekał na przesłuchy. Bij go. Potem kazali mi wstać a jemu się położyć. Ja miałem mu pokazać jak on mnie ma bić. Taki mieli system. Wyrzucili go i samie mnie okładali. Zwinąłem się jak piskorz. Puścił mnie na podłogę. Zemdlałem. Kubeł wody mi wylali. Podnieśli i znowu pytali.

Odnośnie zwolnienia. Wtedy był ten nalot we wrześniu 1944 roku. Ja do roboty nie szedłem. Tam był basen, skocznia, opalałem się. Parkowa Aleja. A tu nalot. Wszyscy do obozu. Ja ze skoczni zszedłem. Mieszkałem wtedy na 16A bloku. Niebo czyściutkie, samoloty takie małe, srebrne. I nas rakieta świetlna, ten pierwszy samolot, co leciał –samolot aliancki – na obóz puścił rakietę świetlną. Potem puszczali bomby obok obozu. Najbliżej obozu padały bomby jakieś 50 metrów od ogrodzenia. Zbombardowali koszary esesmańskie. Tam dużo Żydów zginęło, bo oni się najwięcej zajmowali – krawiectwo, zawody szewskie.
Był tam taki Kaduk. To była świnia. Z Chorzowa pochodził. On pijany chodził po obozie. Apel dość długo trwał, bo się nie mogli doliczyć trupów. Jak powiedziałem u Niemców był porządek cholerny.
Na drugi dzień woła mnie ten blokowy pisarz. Przebierać się w do cywilnego ubrania z tych pasiaków. Przez lekarza byliśmy zbadani. W tym samym dniu puścili siedmiu między innymi jakiś Patalong. On był pisarzem blokowym na bloku 13.
Mnie puścili do domu, ale tu człowiek nie zagrzał długo siedzenia. 14 września 1944 roku byłem w domu. Do końca września w domu. W październiku w domu. 11 listopada powołanie do wojska niemieckiego. Wcielili mnie do armii niemieckiej.
Myślałem cały czas, dlaczego powiedziałem temu komendantowi, co byś ty zrobił gdybyśmy cię zwolnili. Powiedziałem do wojska. Myślę tak tutaj jest wyjście tylko przez komin. Jedyne wyjście, a jak mnie zwolnią to pójdę na front. Tam była zawsze możliwość ucieczki.
Dali mnie do Spotawy. W Spotawie jeździłem, jako kierowca mechanik. Dali mnie na naukę jazdy samochodowej do Głogowa. Tam byliśmy do końca roku 1944. Miałem niemieckie prawo jazdy i z powrotem do Spotawy. Tam na poligon na ćwiczenia na przełomie pierwszej i drugiej dekady 1945. i do pociągu na front do Ścinawy. Uciekłem z tego wojska.
Jak Ruski przeszły przez Odrę daliśmy nogi. Uciekłem do Legnicy. Nas było dwóch. Helmut Lipka. Tam były takie kobiety. Powiedziały, że możemy u nich przenocować. Nie szliśmy z nimi. One szły przed nami, a my a nimi. Poszliśmy do koszar w Legnicy. Świeża bielizna, świeży mundur i na front z powrotem, a tak poszliśmy do tych kobiet. Rozebraliśmy się. Wykąpali. Dały nam po swoich mężach ciuchy. Kolacja. One miały tych mężów na froncie. Rano słyszę strzały. Uciekliśmy z tym kumplem.
Potem nie ma, co do cywila trzeba się przebierać. Wszystkie narodowości musiały się zgłosić. Niemców brali na roboty po froncie. Nieboszczyków kopać. Tam, gdzie leżał tam go zakopali. Poszedłem też tam i zapytałem czy Polacy też się maja zgłaszać. Nie Polacy nie. Byłem bez papierów. Książeczki wojskowej niemieckiej nie mam. Prawo jazdy nie mam. Wszystko człowiek wyrzucił, żeby nie było śladu. Papiery. Nie mam. Pracowałem u Bauera. Bauer chciał, żeby z nim uciekł przed frontem. Ja nie. On mi wziął papiery, bo myślał, że wtedy z nim pójdę i ja jestem teraz bez papierów. A gdzie wasza rodzina? Jestem kawalerem. Jeszcze nie mam. Gdzie mieszkasz? Znowu oświecenie. Powiedziałem w Krakowie. I zapisała, że Czempas Grzegorz zameldował się w tutejszej komendanturze wojennej w Legnicy pod takim i takim numerem. Nie wiem czy przez kalkę pisała czy nie. Bez podpisu, bez pieczątki wyrwała. Mogę do domu iść? Tak.
Wpadłem do tej kobiety, gdzie byliśmy i pytam, gdzie mój przyjaciel Helmut? Zatrzymali go, bo będą robić porządki za frontem. Znalazłem w piwnicy rower damski. Jak wyjeżdżałem z Legnicy to mnie Ruscy zatrzymali. Zamieniajmy maszynki. Miałem piękny rower damski, a oni mieli bez opon, bez dętek, bez niczego. Jak dam dobrze. Jak nie dam w łeb. Macie. Idę pieszo. Poszedłem aż na szosę, gdzie wracali Polacy wywiezieni na roboty do Niemiec. Ci Polacy mieli te wozy kamieniste. Koni nie było, więc krowy zaprzęgli do tych wozów.
Spaliśmy tak do Olesna. Pieszo, żeśmy szli. 20 kilometrów od Wrocławia. Działania jeszcze wojenne były, bo to była twierdza wrocławska. Z Olesna jechały już pociągi towarowe. Jechaliśmy aż do Lublińca. W Lublińcu poszedłem się zgłosić do tymczasowej rady narodowej. Tam mi dali dumache(?) z prośbą, żeby nie utrudniali mi powrotu do domu. Ten świstek mam jeszcze z Lublińca. Pierwszy dokument polski. Z Lublińca jechał pociąg do Bytomia. Będąc w Bytomiu tramwajem pojechałem do Katowic, a z Katowic do Tychów.
Obóz człowiek przeszedł. Żywy, cały. Tylko dostał to lanie na tych przesłuchach politycznych. Front człowiek przeszedł. Dwa tygodnie na pierwszej linii. I człowiek myśli jak tu nie wierzyć w opatrzność boską. W modlitwie zostałem wysłuchany.
Była stawka wojskowa. W tej stawce wojskowej po wojnie już lekarze tacy, tacy i tacy. I tam siedział jeden z ubeków. Ja nie wiedziałem czy z UB czy nie. I pyta się mnie a co wy tu macie za numer. Z obozu. Jakiego? Z Oświęcimia. A za coście tam siedzieli? Za przynależność do tajnej organizacji. Jak się ta organizacja nazywała? Ton. Pełna nazwę proszę mówić! Tajna organizacja narodowa. A to wyście walczyli przeciwko nam. Nie wiem. Ja walczyłem z hitleryzmem, a nie przeciwko wam.
To było w 1947 roku. Wtedy te amnestie weszły. Chcieli, żeby te bandy z lasu wychodziły. Jak akowcy to porozkładali wszystko. Mnie pod to wszystko podciągnęli. Ja czekam na was na dużej sali w Pszczynie w ciągu tygodnia. Nazwisko i wszystko wiedział. Dali mi takie zaświadczenie. Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Pszczynie, że skorzystał z amnestii. To nasze UB było.

Pracowałem całe życie w telekomunikacji. Najpierw w Katowicach, a wtedy przy każdym większym zakładzie był tzw. referat ochrony i w tym referacie siedział Ub pracownik. Wołał mnie kiedyś do siebie. Z tego wynikało, że on chce mnie wziąć do współpracy z nimi. Pistolet na stół położył. Ja się w pierwszej chwili wystraszyłem. Żeby mu donosić, co robię, z kim pracuje. Ja nie, nie, nie. Ja na to czasu nie mam. I tak się skończyło.

Jeszcze powiem o tym Ganku. Mam całą jego relację z obozu. Mój Florek dostał kiedyś wezwanie na oddział polityczny, a to był stary więzień. On tam siedział. Czy masz kuzyna? Ja mam wielu kuzynów. A w wojsku jest? Na pewno. Wszyscy byli w wojsku teraz. Drzwi się otworzyły i wszedł jego najserdeczniejszy przyjaciel. Ten do niego po niemiecku: Florek jak ty wyglądasz? A obok przy stoliku siedział esesman czy gestapowiec, który powiedział piętnaście minut macie rozmowy. A Florek, ale jak ty wyglądasz. Polak w niemieckim mundurze. Rozmawiali i po polsku i po niemiecku. On to się dopiero po wojnie dowiedział. On szedł na urlop. Miał krótką broń. Chciał się z Florkiem zobaczyć. Poszedł do lagerkomendanta. Dobra napiszemy po zgodę do Berlina. Jak ja będę czekał na zgodę z Berlina jak ja pojutrze jadę na front z powrotem. Dobra. Wyjątkowo pozwolimy. Pogadali. Pożegnali się. Taki cięty denat w niemieckim mundurze chciał się z więźniem widzieć. Florek pisze o tym w swoich relacjach.

Nazywam się Grzegorz Czempas urodzony w Katowicach w 1926 roku 8 marca. Ojciec Augustyn, a mama Marta z domu Rybacka. Ojciec pracował, jako urzędnik pocztowy w Katowicach. Mama zajmowała się gospodarstwem domowym i trójką dzieci. Starsza ode mnie siostra Urszula i młodszy brat Henryk. Do szkoły chodziłem w Katowicach im. Józefa Piłsudzkiego przy ulicy Jagiellońskiej. Nauka była do szóstej klasy. W 1949 roku zdałem egzamin do gimnazjum im. Adama Mickiewicza w Katowicach przy ulicy Mickiewicza, do którego już nie chodziłem, bo wojna pokrzyżowała plany. Moje ulubione przedmioty to gramatyka, geografia. Natomiast nie lubiłem chemii i historii.
Należałem do harcerstwa. Zuch, a potem harcerz. Do szkoły chodziliśmy z Żydami. W harcerstwie była połowa naszej klasy.
Mieszkałem w Katowicach przy ulicy Kościuszki.
Jak wybuchła wojna w 1939 roku uciekaliśmy przed frontem. Ojciec powiedział pakujcie się będziecie ewakuowani do Zaleszczyk, a on, jako pracownik pocztowy musiał siedzieć do końca. Dopiero później zostali ewakuowani. Z ojcem się już nie widzieliśmy. Do Zaleszczyk nie dojechaliśmy. Zajechaliśmy nad Nidę. Działoszyce niedaleko Piczowa. Z nami uciekała moja babka z Poznania. Idziemy a tam niemiecku żołnierz stoi. A wy, dokąd? Tam i tam? Tam nie chodźcie, bo tam już wszędzie są Niemcy. Wracaliśmy. Pod koniec września byliśmy w domu w Tychach. Do Tychów przeprowadziliśmy się z Katowic w 1937 roku.
Jadąc pociągiem z Wolbromia do Katowic jak matka widziała Śląskie Zakłady Techniczne, widziała swastykę i chorągiew to się rozpłakała. Do domu przyszliśmy. Mieliśmy tu swój dom. Wilka. Mój wujek, najstarszy brat ojca. Jak się ojciec urodził to wujek miał już 24 lata. Wujek napisał testament, że ten dom, co tu w Tychach jest to mojej śmierci mój ojciec ma odziedziczyć. Jego żona druga czy trzecia, bezdzietne małżeństwo była Niemką z Dzierżoniowa. Ona była wściekła, żeśmy uciekali. Kiedy przyszliśmy gadka była na dystans. Potem pojechała do Dzierżoniowa i tam zmarła. Przyjechali jej bracia i zaczęli się rządzić. Panie Czempas jak chce pan tu mieszkać to musi pan miesięcznie płacić 90 marek. Ojciec pracował też przy budowie toru kolejowego w Gliwicach. Nie. Przeprowadzamy się. Z wilki przenieśliśmy się później trzy domy dalej. Z tamtego miejsca mnie aresztowali.

- Jak się pan zetknął z tajną organizacją?
- Mnie ojciec załatwił prace w Katowicach przy ulicy Granicznej. Tam była fabryka chłodnic samochodowych i szyldów emaliowanych. I syn tego właściciela litery wycinał na tym szyldzie emaliowanym. I on mnie wciągnął do tej organizacji. Wiosna, lato 1942 rok. Jak aresztowali Władysław Łabadowicza to człowiek chodził z dworca do zakładu taki niepewny czy ktoś za mną jest, czy ktoś mnie obserwuje. Miałem werbować nowych.

- Jak długo pan pracował w tej organizacji przed aresztowaniem. Pamięta pan datę aresztowania?
- Wiosna 1942 roku. Działem prawie rok.

- Jak wyglądało aresztowanie?
- W domu. O północy. Łomotali do drzwi. Ojciec zaraz przestawił radio na inną stację. Było dwóch gestapowców. Świecili mi po oczach latarką. Pistolet przystawili. Wstawaj, wstawaj. Ubieraj się. Nim się ubrałem oni kopali w moich książkach. Wszystko na podłogę. Zabrali mnie i radio. Do samochodu i na gestapo w Tychach. Czekaliśmy. Jednego akurat też z Paprocan przywieźli Latuska Wiktora. On był ze mną w organizacji. Zamiast czterech to nas tylko dwóch wzięli. Do więzienia. Tu jest taki budynek. Cztery cele. Zawiązane ręce. Gdzieś koło drugiej w nocy nas zaprowadzili, a o szóstej czy siódmej już nas na gestapo prowadzili. Czekaliśmy chyba do dziewiątej czy dziesiątej. Przyjechał samochód. My skłuci w kajdany do tyłu w samochodzie. Latusek miał nasze radio na kolanach. Jedziemy do Łazisk średnich. Tam była żandarmeria i tam czekaliśmy do popołudnia. Gestapowcy i żandarmeria ustawili się szpalerem. Z tego miejsca cośmy stali aż na pole gdzie stał samochód. Wiem, żeśmy Tychy przejeżdżali. Widziałem kościół w Tychach. Potem zasnąłem i obudziłem się dopiero w Oświęcimiu jak byliśmy przed bramą Arbait macht frai. Tam zeskakiwać z samochodu. Szpagaty nam z tyłu porozcinali. Człowiek nie mógł tych rąk do przodu dać. Tak te ramiona bolały. Stamtąd dwójkami przez tą bramę. Idziemy. Zaprowadzili nas na blok 2A. Byliśmy dwa tygodnie na tym bloku. Dwa czy trzy razy w ciągu dnia nas do ubikacji prowadzili. Po dwóch tygodniach wezwali mnie na oddział polityczny na przesłuchanie. Włosy mi ścięli. Miałem takie piękne długie włosy. Odzież cywilna do worka. Nowe nam przydzielili i do łaźni.

- Jak wyglądało przydzielanie numeru?
- Dostałem dwa kawałki kartki z numerem. 104 jedna karta na bluzę po lewej stronie, a druga na nogawkę po prawej stronie na dole. Po otrzymaniu pasiaków musieliśmy sobie to przyszyć. Potem mnie tam Władek Wieczorek rozszyfrował i się mną opiekował.

- Te dwa tygodnie to była kwarantanna?
- Nie, to były przesłuchy. Myśmy podlegali pod oddział polityczny, a potem jak już nas w pasiaki ubrali, po kąpieli, kiedy poszliśmy na blok 8A byliśmy trzy miesiące na kwarantannie. Łóżka były trzy piętrowe. Przed blok wychodziliśmy tylko na gimnastykę. Po trzech miesiącach dali nas do pracy. I przenieśli na blok 12A. Z 12 A przeszedłem na 16A i tam zakończyłem pobyt w obozie.

- W jakich komandach był pan zatrudniony?
- Najpierw byłem w budowlanym komandzie. Tam może byłem z dwa miesiące i potem się dostałem na komando szmidelandwer…to jest gospodarstwo.

Jak Władek Wieczorek odchodził na wolność do armii zachodniej to opiekę nade mną powierzył niejakiemu Oswaldowi Gruszczykowi. On prawie całą swoja rodzinę stracił w obozie. Niemieckie imiona, ale jaka polska rodzina była. On się mną opiekował w obozie jak Władek Wieczorek poszedł do cywila. Oni byli serdecznymi kolegami w obozie. Oswald Gruszczyk ożenił się z Władka Wieczorka siostrą.

- Kiedy go pan poznał w obozie?
- W 1943 roku latem

Niech pani przeczyta wypowiedź jego matki, tego Oswalda

Gabrysia czyta: wiem, gdzie są moje dzieci. Wiem, jaki los ich czeka, ale mimo wszystko, gdybym jeszcze raz miała je wychować, też bym je takimi wychowała

- Jakie pan prace wykonywał w tym komandzie budowlanym? Czy wyście wychodzili poza obóz?
- W tym gospodarstwie obozowym pracowałem w warsztacie traktorów i maszyn rolniczych. Miałem smykałkę do traktorów. Przyszedł kiedyś oficer, który miał dużo gospodarstwa i do naszego szefa tych warsztatów z pretensjami, dlaczego tyle pola stoi odłogiem. Nie mam żadnych traktorzystów. Mam traktorzystę, ale więźnia. To niech jedzie więzień. Pojechaliśmy kiedyś do Wilamowic. Miałem taki pług dwusuwowy. Podleciała do mnie kobieta i mówi po polsku, żebym wziął tego esesmana i zapraszają nas na śniadanie. Idę do esesmana. Język niemiecku znałem. Tyle o ile. Ja bym się sprzedać nie dał. Ojciec już przed wojną z matka mówili po niemiecku. Ja się kiedyś zbuntowałem. Tu jest jeszcze Polska. Co wy z nami po niemiecku mówicie. Ojciec mówił: polskiego języka cię szkoła uczy i koledzy na ulicy, a w domu będziesz mówił po niemiecku, bo niemiecka mowę trzeba znać. To jest mowa naszego nieprzyjaciela i musisz znać niemiecki. To mi dużo pomogło. Ja nie potrzebowałem żadnego tłumacza jak z Niemcami rozmawiałem. Podchodzę do tego esesmana i mówię mu po niemiecku: proszę pana jesteśmy proszeni na śniadanie. Ta pani, co tam stoi to nas prosi. Dobrze. Do środka. Siedział esesman, ja, gospodarz i gospodyni. Jajecznica, kawa zbożowa z mlekiem, jakieś kiełbasy były. Musiałem skosztować esesmana jedzenie zanim on zjadł. Bał się, że mu zatrute dadzą. Herbaty, kawy musiałem się napić jego. Potem dali wino i musiałem jego skosztować. Potem ten gospodarz czy gospodyni dali mi taka torebkę dużą papierową z ciasteczkami. Podziękowaliśmy. Esesman też podziękował. Tam ludność pomagała ile mogła więźniom.

- Pamięta pan nazwisko tych gospodarzy?
- Nie, natomiast w głowie mam nazwiska esesmanów, z którymi pracowałem. Tam było dwóch Ślązaków. Jeden z Pszczyny, a drugi z Tarnowskich Gór. Z Pszczyny nazywał się Watut, a ten z Tarnowskich Gór nazywał się Skrzypczyk Jan. A poza tym byli sami Niemcy. Rutkowski. Polskie nazwisko, ale to był z Prus Wschodnich. Auzgust był. Helszyn był. Herman Hajerlig. Był szefem.

Jak byłem naczelnikiem telekomunikacji po wojnie. Chcąc być tym naczelnikiem byłem prześwietlany przez UB. Jak się obejmowało stanowisko to UB musiało się na to zgodzić. Ja byłem bezpartyjny. Pyta się mnie z UB a wyście siedzieli w Obozie? Tak. A znacie kogoś z Pszczyny? Watuta, esesmana. Myśmy razem pracowali. A wiecie, że on tu jest na terenie pszczyńskim? Tak. On tu jest. On się wybudował w Pawłowicach. Byliśmy tam kiedyś z taki starym więźniem z pierwszego transportu Golus Ziutek. Golus z tym esesmanem znali się sprzed wojny. Bo Golus z Pszczyny i Watut z Pszczyny. Ten esesman nas prosił, żebyśmy na temat Oświęcimia nic nie gadali przed jego żoną. Pogadaliśmy. Watut pracował przy omłotach. Była taka lokomobila. A w stodole stała młocarka. Upał. Ludzie tego nie wytrzymywali. Ten Ziutek Golus do tego esesmana: zrób jakiś…(?) Dostaniesz paczkę papierosów. Esesmani też mieli wszystko reglamentowane. Dobra. Czekaj. Cały szef tych omłotów: Paweł, czemu ty znowu z tym gnojowiskiem stoisz. Za dziesięć minut, bo musze cos naprawić. Udawał. A więźniowie wypoczywali. Ten Ziutek Golus on przyszedł tym transportem z Wiśnicza. Ziutek zorganizował w obozie papierosy i dał temu esesmanowi, ze pauzy robił.
Skrzypczyk został przy obronie Wrocławia. Tam była twierdza wrocławska. Tam walczył i tam zginął.

- Jak był pan w obozie jak często wysyłał pan listy?
- Raz w miesiącu?

- Nie dało się częściej?
- Miałem esesmana, który jeździł do Tychów i przywoził do rodziców listy pisane po polsku. Przywoził mi listy też od rodziców. Od ojca. Ojca rękopis po polsku pisany. Takiego esesmana miałem Emil Sabokawski. Nie słyszałem, żeby on po polsku mówił, ale słyszałem jak po rosyjsku mówi piąte przez dziesiąte.

- A byli tacy, co wybitnie się znęcali?
- Byli. Ten Kaduk cały był z Chorzowa.

- Paczki żywnościowe były?
- Przychodziły. Zawsze były otwierane i sprawdzane.

- Był pan w szpitalu obozowym?
- Chory nie byłem, ale w szpitalu byłe. Po co? Jak jeździłem tym traktorem. Pola orałem. Naraz patrzę. Cos mi się kopci. Zatrzymałem to. Otwieram wlew, żeby dolać wody do chłodnicy i ta para bryzgła mi w twarz. Zeskoczyłem na dół. Bąble się porobiły. Poszedłem do lekarza obozowego. Posmarował mi to czymś i papierem toaletowym poowijał. To było na bloku u lekarza, bo w szpitalu nie byłem. Nie chorowałem na nic.

- Jak było z kantyną obozową?
- Tam człowiek kupował za bony. Kupował listy, znaczki, ołówek, bo listy tylko ołówkiem wolno było pisać, kostki maggi, papierosy Zorki, czeskie, po dziesięć sztuk w paczce były.

Po wojnie w 1944 roku na bloku 24A zrobili dom publiczny. Chodzili tam Niemcy przeważnie i ci, co mieli bony. W każdym pokoju był judasz. Esesman podglądał. Te kobiety dziennie chodziły na badania do lekarza. Dziennie. Była tam młoda Polka, a ten Oswald, który się mną opiekował to on jej zawsze chleb przynosił.

- Był pan świadkiem samobójstw w obozie?
- Z samobójcami nie, ale byłem świadkiem jak umierającego Żyda. Miał zupę w misce, a drugi Żyd go namawiał, żeby jadł, a Boga prosił, żeby umarł, żeby mógł ta zupę zjeść. On umarł a ten zjadł całą tą miskę.

- Widział pan tych, którzy szli na druty?
- Widziałem raz. To był moment. Porażony. Ci, co mieli depresje. Wiedzieli, że życia nie ma, ż praca jest wycieńczająca, jedzenie kiepskie, człowiek chudnie. To na druty szli.

Organizujemy, co roku Międzynarodowy konkurs plastyczny „Ludzie ludziom”.

Od Władka Wieczorka jak dostawałem na lewo tą margarynę i chleb to ja to zjadałem w nocy, żeby nic nie zostawiać.

Chodziłem, co niedzielę na koncerty. Przed kuchnią były koncert. Więźniowie dawali koncerty. Ci, którzy przygrywali jak szliśmy do pracy i jak wracaliśmy z pracy. Nierychło był dyrygentem. Więźniowie to byli ci muzykanci. W niedzielę esesmani tam siedzieli, a myśmy stali jak orkiestra grała.

Potem były zawody bokserskie. W łaźni między blokiem 2 i 3. Był taki Żyd. Podobno to był blokowy na bloku 11. Jakub. Jemu sztaby dwie na krzyż przez głowę i czterech się powiesiło na tych sztabach i te sztaby się wygięły na jego głowie, a on stał. Potem go powiesili.

Byłem świadkiem jak dwunastu wieszali przed kuchnią, a potem jak tego Jakuba wieszali. Ręce zawiązane w tyle. Jakub wszedł na skrzynię. Pętle mu założyli. Odczytano wyrok. Wydano komendę. Spadł na dół i żył. A ten komendant taki wściekły. Na takiego byka dajecie taki cienki szpagat. Według prawa między narodowego w takiej sytuacji wyroku nie wolno było powtórzyć, ale zabrali go i zabili.
A jak tych dwunastu wieszali były trzy słupki i szyna kolejowa. Na każdym słupku sześć pętli. Z bunkra przyprowadzają tych więźniów pół nagich. Esesmani w hełmach z karabinami maszynowymi. I tak ich prowadzą. Był taboret dla więźnia, który stał i taboret dla więźnia, który pętle mu zakładał. Jak pętle założyli to komendant czy raportier odczytał akt oskarżenia i wyrok. I wówczas ten, co tą pętlę zakładał schodził i podciągał taboret, na którym stał wieszany. Ręce z tyłu związane. Kał, mocz nogawkami wychodziło. Przychodził komendant obozu do każdego. Powiekę dźwiga. Melduje, że nie żyją. Rozejść się. Wóz przyciągali więźniowie. Ucięli zwłoki ze szpagatu. Za nogi za ręce na wóz i do krematorium. To widziałem.


- Był pan świadkiem jak ludzi do krematorium prowadzili?
- Byłem świadkiem, bo przejeżdżałem traktorem przez Brzezinkę do Puław. W Puławach był punkt omłotowy. I jadąc tym traktorem przez Brzezinkę widziałem jak te kobiety pod tymi barakami siedziały nago, a z rampy akurat transport przyszedł i ludzi formowali do gazowni. Tu była rampa kolejowa. Tu była droga, a tu potem obóz. Tylko tyle widziałem jak ich prowadzili do gazowni.

- Słyszał pan o rozstrzelaniach pod ścianą śmierci?
- Huku nie było słychać, ale natomiast widziałem jak spod dziedzińca na drogę spływała krew. Spod dziedzińca między blokiem 10 i 11 rozstrzeliwali szpicem do głowy i ta krew spływała. Do kanalizacji. Kanalizacja była w obozie macierzystym, ale gorzej było w Brzezince. Tam sanitariat był pod psem. Jak przyszła komisja z Czerwonego Krzyża ze Szwajcarii to wpuszczali tylko do obozu macierzystego.

- Czy krematorium na terenie Auschwitz pracowało?
- Pracowało z początku. To było pierwsze krematorium. Potem powstało krematorium w Brzezince drugie, trzecie, czwarte, piąte. Tam potem wszystkich zawozili.

- Jak wyglądały święta w obozie?
- W Boże narodzenie Osman mnie prosił do siebie na blok 25. Tam wypiłem ze trzy, cztery kieliszki, ale potem była lagerszpyla o dziesiątej i przed dziesiątą musiałem być na swoim bloku 16. Jak szedłem do siebie. Patrzę. Śnieg powoli pada, pada. Lampy rozświetlały ten śnieg. Zaraz się dom przypominał.

Na bloku 17 w piwnicy było dużo więźniów z Tychów. Jak przyjechał jakiś więzień z Tychów zaraz tam szedł do tej piwnicy. Przywitał się i zaraz mu tam cos odpalili starzy więźniowie.

- Myślał pan o ucieczce, albo widział pan jak ktoś ucieka?
- Tych dwóch Ślązaków Skrzypczyk i Watut oni obsługiwali lokomobile na węgiel. Ja tam z jednym esesmanem zawiozłem węgiel, a ci Paweł Watut i Skrzypczyk oni tam spali w wozie Drzymały. Siedzimy w tym wozie a Paweł Watut do mnie mówi ty pipel przyłóż tam węgla żeby nie wygasł ogień. A oni sobie tam gorzałkę popijali w trójkę. Tylko nie uciekaj. Gdzie ja pójdę – myślę. Człowiek ucieknie to rodzinę zamkną. Przyszedłem. Skrzypek do mnie idź dołóż też do mojej maszyny, żeby nie wygasło. Posiedzieli, popili i pojechaliśmy traktorem z powrotem do obozu. Możliwość ucieczki była, ale po pierwsze czy by mi się udało.

Przychodzimy z roboty. Tam był podwójny płot. Między płotami stoją zakładnicy, którzy uciekli. Tablica: jesteśmy w zamian za tych co uciekli. Jak oni się zgłoszą to oni nas puszczą. Jak się zgłosił to do obozu. Po co im maja rodzinę zamykać. Dość jak jednego wezmą. Nie było sensu ucieczki.

- Czy po wojnie nie miał pan oporów wrócić tam i zobaczyć jak wygląda Auschwitz?
- Byłem tam zaraz po wojnie. Jak poznałem żonę. Więźniowie organizowali zabawę. Poszedłem na ta zabawę. Zapoznaliśmy się tam i pojechaliśmy do obozu na rowerach. Kiedy przyjechaliśmy zona rozchorowała się dokładnie. Miałem rodzinę w Starym Bieruniu. Pojechaliśmy do mojej ciotki. Żona, wtedy panna była wykończona. Przyjechaliśmy do domu i powiedziała już więcej tam nie pojadę. Teraz do obozu często jeżdżę, bo z tym TORO działam u pani Kozioł Stefanii, Mielek Domin. Nie miałem okazji rozmawiać z Cywińskim, ale z Wróblewskim tak. To był taki człowiek. Więzień u Wróblewskiego był na pierwszym miejscu.
Smoleń miał numer 1334, Władek Wieczorek 1335, Karol Siemek 1338. Karol Siemek i Smoleń byli pierwsi na tym koźle bici. Siemek obsługiwał pierwszy transport jeńców rosyjskich. W nocy ich przywieźli, a on jeździł z reflektorem i porządku pilnował. Potem ich na 11 blok. Na 11 bloku było pierwsze gazowanie. Karol już nie żyje. On musiał uszczelniać okna na bloku 11 w piwnicy i jak ich zagazowali to później musiał te zwłoki wynosić. Śliskie to było od gazu. Nie dało się trzymać w rękach. Pasek ściągnął obwiązał nogi i ciągnął.
Mi się to często w nocy śni. Ja to przeżywam na nowo.

Wideo

Umierający z głodu Żyd

SS man i listy